Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

Drodzy Czytelnicy!

Zapraszamy do dyskusji na łamach tygodnika „Do Rzeczy”. Korespondencję elektroniczną prosimy kierować na adres: listy@dorzeczy.pl.

W cieniu przyjaźni

Spory, napięcia i kłótnie, które obserwujemy od kilku lat w życiu publicznym, podziały, które nastąpiły pomiędzy wieloletnimi przyjaciółmi (szczególnie po wyborach 2015 r. i zwycięstwie obozu Zjednoczonej Prawicy), niepokoją i rodzą pytanie: Co jest ich przyczyną? Będąc osobą o poglądach konserwatywnych, aktywnie uczestniczącą w życiu publicznym, ze wspomnianymi zachowaniami często się spotykam i próbuję je zrozumieć. Zastanawiam się, gdzie tkwi przyczyna tego, że ludzie, którzy znaczną część swojego życia poświęcili na wspólną walkę z systemem totalitarnym, dziś ze sobą nie rozmawiają? Jak to się stało, że (cytując Henryka Sienkiewicza): „Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”?

Klucz do wyjaśnienia tej sytuacji znalazłem w zdaniu wypowiedzianym przez jednego z moich przyjaciół, prowadzącego w latach 80. ub.w. aktywną działalność opozycyjną. Brzmiało ono: „Kiedyś walczyliśmy z PRL-em”. Sądzę, że w tym sformułowaniu tkwi sedno sporu. Otóż pewna część opozycjonistów (do których zaliczam również siebie) nie walczyła z PRL-em, ale z sięgającym swoimi korzeniami do ideologii marksistowskiej komunizmem. Natomiast druga, bardzo znacząca w latach 70. i 80. grupa działaczy opozycyjnych nigdy nie walczyła z ideologiąmarksistowską, lecz wyłącznie z PRL-em (często wierząc, że panujący ustrój komunistyczny da się „oswoić” i „ucywilizować”). Ta tylko pozornie niewielka różnica (w latach 80. na ogół niedostrzegana) jest różnicą fundamentalną, ponieważ w znacznym stopniu zadecydowała o losach wielu z nas. Ci, którzy walczyli z PRL-em, uznali datę 4 ­czerwca 1989 r. za jego upadek (nieliczni poczekali z tą oceną do pierwszych prawdziwie wolnych wyborów, czyli do 27 października 1991 r.). Uznając, że cel został osiągnięty, że PRL nie istnieje, zajęli się robieniem karier zawodowych, polepszaniem swojego stanu majątkowego i korzystaniem z uroków wolnego świata (w czym, co wyraźnie podkreślam, nigdy nie widziałem ani nadal nie widzę niczego złego). Problem jednak polega na tym, że ciesząc się z upadku PRL-u, ci wytrawni i zazwyczaj bardzo zasłużeni opozycjoniści nie dostrzegli, że choć PRL upadł, myśl i filozofia marksistowska mają się całkiem dobrze, a nawet w wielu demokratycznych państwach świata zaczynają dominować w życiu publicznym. Zupełnie inną drogę wybrali ci, którzy jako cel swojej działalności wyznaczyli pokonanie najokrutniejszego w dziejach świata systemu totalitarnego, jakim był komunizm i jest odradzający się marksizm. Te dwie skrajnie różne postawy od lat wpływają w sposób wyraźny na różnego rodzaju napięcia, spory, podziały i kłótnie pomiędzy ludźmi, którzy poświęcili w czasach PRL-u znaczną część życia na walkę o demokratyczną Polskę. Zazwyczaj nie szukali odpowiedzi na pytania, z kim i o co walczą i co swoją działalnością chcą osiągnąć. Może dziś warto do nich wrócić? Może debata nad tymi problemami pozwoli znaleźć porozumienie, zasypać wykopane rowy niechęci oraz nienawiści i tak jak w latach 80. wspólnie pracować dla dobra kraju i przyszłych pokoleń?

Wojciech Starzyński

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań