Wielka niemoc
Paweł Lisicki
Kiedyś dawno temu ciągle słyszałem, jak ważną rzeczą w każdym ustroju demokratycznym są programy polityczne. Różnej maści specjaliści oraz eksperci mądrzyli się nieustannie i z namaszczeniem w głosie opowiadali o społeczeństwie obywatelskim, znaczeniu debaty publicznej, powadze zaangażowania obywateli, roli, jaką odgrywają wymiana argumentów i konkurencja projektów politycznych. No cóż, dziś pewien już jestem, że wszystko to bujda na resorach. A przynajmniej na to zdaje się wskazywać sytuacja w Polsce. Z pewnością nie w taki sposób walczy opozycja z rządzącymi.
Różne rzeczy można powiedzieć o rządach PiS – dla jednych to spełnienie marzeń, dla innych koszmaru – ale nikt nie może im odmówić konsekwencji i, co jeszcze ważniejsze, realizacji pewnej wizji państwa. Wyrównanie różnic społecznych, wiara w siłę państwa, potrzeba odbudowy jego aktywności w gospodarce – hasła te dobrze opisują główny zamiar rządzących. I co im przeciwstawia opozycja? Nic.
M
imo kolejnych miesięcy, które mijają od czasu objęcia władzy przez PiS, opozycja – tak Platforma Obywatelska, jak Nowoczesna – nie potrafiła zbudować żadnej czytelnej alternatywy. Całe przesłanie obu głównych partii wraz z pomniejszymi przybudówkami sprowadza się do jednego: że nie są one Prawem i Sprawiedliwością. Dlaczego ludzie mieliby ich wybrać? Bo nie są PiS. Ale dlaczego mieliby nie wybrać PiS? Bo PiS jest zły i tyle. Tak na dobrą sprawę nie sposób wskazać ani jednego, powtarzam: ani jednego postulatu politycznego, planu politycznego, za którego pomocą opozycja chciałaby zmienić Polskę. Wszystkie hasła na wiecach, wszystkie zamiary i postulaty sprowadzają się do jednego: żeby PiS przestał rządzić. Co dalej? Nie wiadomo.
Przecież nie sposób uznać za realny program ani wezwania do „przestrzegania praworządności”, ani opowieści o „potrzebie przywrócenia demokracji” czy „odejścia od autorytaryzmu”. To tylko puste slogany, które pierwotnie miały jedną zaletę, czyli prowadziły część wyborców do emocjonalnego pobudzenia i pozwalały mobilizować się przeciw rządzącym. Jednak czas mija i żadne nowe hasła się nie pojawiły. Nie wiadomo, czy Grzegorz Schetyna, jak wcześniej zapowiadał, wciąż chce likwidować IPN i CBA. A może to już przeszłość? Co opozycja zamierza zrobić z projektem „500+”? Zatrzymać? Rozszerzyć? Zamknąć? To tylko kilka przykładów niezborności. Cała polityka prowadzona przez opozycję przypomina zachowanie niesfornego, rozbestwionego dziecka, które nie mogąc pogodzić się z sytuacją, w której to nie je wybrano, złości się i dokazuje. Dlatego w Polsce dominuje nie wymiana argumentów i debata, ale teatr min i gestów, błazenada i pajacowanie. Ostatnio doszło do tego urządzanie awantur. Już nie podchwytliwe pytania, ale próba zakrzyczenia. Demonstracje się wypaliły. Zachodnie media się znudziły opisywaniem polskiego autorytaryzmu. Protest niepełnosprawnych też wybuchu społecznego nie wywołał.
Opozycji pozostało jedno: czekać, aż PiS sam się potknie o swoje nogi. I to tyle, jeśli chodzi o programy i plany. Żadnego innego pomysłu nie ma, a przynajmniej nie sposób się o nim dowiedzieć. Poza nadzieją na samowykończenie się władzy opozycja nie umie niczego innego zaproponować. Czy to wystarczy? Czy naprawdę Polacy mieliby być aż tak zdesperowani, żeby oddać władzę w ręce ludzi, którzy nie mają żadnego planu na przyszłość? Mam nadzieję, że nie. © ℗