Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

Między epidemią a wyborami

paweł lisicki

Dawno już nie było w Polsce równie osobliwej debaty jak ta, która toczy się od tygodni na temat daty wyborów prezydenckich. Być może dlatego, że wskutek epidemii wszystko stało się dziwne, inne i nieprzewidywalne. Tak czy inaczej, termin wyborów stał się jedynym realnym przedmiotem sporu politycznego. Z jednej strony opozycja, praktycznie we wszystkich swoich odmianach, coraz głośniej domaga się jego przesunięcia, z drugiej – władza, szczególnie mocno zrobił to prezes PiS Jarosław Kaczyński, twierdzi, że nie ma do tego żadnych podstaw. Dlaczego tak się dzieje, łatwo zrozumieć.

Start kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy do najbardziej udanych nie należał. Pisałem o tym jeszcze w lutym. Sondaże wprawdzie wskazywały na zdecydowane zwycięstwo obecnego prezydenta w pierwszej turze, i to z przewagą co najmniej kilkunastu punktów procentowych nad następną w kolejności Małgorzatą Kidawą-Błońską, ale wyniki drugiej były bardzo trudne do przewidzenia. Wszystko mogło się zdarzyć i połączenie głosów przeciwników Andrzeja Dudy mogło dać zwycięstwo opozycji. Trwająca od kilku tygodni epidemia dramatycznie zmieniła nastroje.

Przede wszystkim, co akurat nie jest żadnym zaskoczeniem, w sytuacji zagrożenia społeczeństwo skupia się przy władzy. Tym bardziej jeśli, tak jak to się dzieje w Polsce, podejmowane przez rządzących decyzje na ogół wydawały się rozsądne. To polski rząd, przy poparciu prezydenta przecież, jako jeden z pierwszych podjął decyzję o zamknięciu granic i jako jeden z pierwszych zamknął szkoły, instytucje użyteczności publicznej, restauracje. Podobnie dzięki interwencji prezydenta (niezależnie od tego, na ile spontanicznej, a na ile zaplanowanej) pierwotnie biurokratyczny i niespełniający oczekiwań przedsiębiorców antykryzysowy plan rządu został znacznie poprawiony. W efekcie poparcie dla prezydenta poszybowało i to, co jeszcze miesiąc temu wydawało się niemożliwe – zwycięstwo w pierwszej turze – jest w zasięgu ręki.

Trudno robić, choć opozycja właśnie tak się zachowuje, prezydentowi zarzut, że stanął na wysokości zadania. Że jest obecny, że jest aktywny, że pojawia się tam, gdzie oczekują tego od niego wyborcy.

W

 oczywisty sposób nowa sytuacja jest niekorzystna dla opozycji. Ograniczenia w kontaktach z wyborcami uderzają szczególnie w jej kandydatów. Skupienie uwagi na jednej sprawie – walce z epidemią – sprawia, że hasła i postulaty opozycji nagle straciły na znaczeniu. W pewnym stopniu opozycja wpadła też we własne sidła: uprawiana przez jej przedstawicieli do tej pory absurdalna i totalna krytyka w zderzeniu z rzeczywistością – sprawną akcją obrony przed epidemią – sprawiła, że jej kandydaci, na czele z Małgorzatą Kidawą-Błońską, robią wrażenie groteskowe.

A jednak nie znaczy to wcale, że wybory 10 maja to dobre rozwiązanie. W tym stanie psychozy, w jakim znajduje się obecnie większość Polaków, trudno sobie wyobrazić, jak miano by je zorganizować. Czy mogą powstać i działać komisje wyborcze? Czy ludzie będą gotowi opuścić dom i zdecydować się na spotkanie z innymi po tym, jak tygodniami mówi im się, że każdy może być potencjalnym nosicielem wirusa? Czy w takiej atmosferze strachu i lęku da się w ogóle głosować oraz policzyć głosy? Nawet zakładając, co jest scenariuszem optymistycznym, że w kwietniu i maju liczba zachorowań przestanie wzrastać lub nawet spadnie, nic nie wskazuje na to, żeby problem zniknął. Trauma i strach pozostaną jeszcze długo. Wyobraźmy sobie zatem, że do wyborów 10 maja mimo wszystko dochodzi, że idą do nich, tak też można przewidywać, głównie zwolennicy prezydenta, co przynosi mu drugą kadencję już w pierwszej turze. Tylko na ile silny będzie to mandat? Co, jeśli w efekcie pojawi się nowa fala zachorowań? Kto będzie za nią odpowiedzialny?

Silna polityczna pozycja prezydenta będzie wyjątkowo ważna podczas kryzysu i okresu niepokoju – a taki zapewne będzie efekt epidemii. Andrzej Duda zgromadził teraz ogromny polityczny kapitał. Przesunięcie terminu wyborów wcale nie musi go osłabić. Nie sądzę, żeby na tym stracił. Obecny prezydent mógłby wyjść sam z takim planem. Wydaje mi się, że byłoby to rozwiązanie roztropne i dobre dla wszystkich. © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań