Inline HTML

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Orle Pióro Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie (02-222) przy Al. Jerozolimskich 179 oraz podmioty współpracujące, w tym należące do Grupy Kapitałowej Platformy Mediowej Point Group SA, zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29.08.1997 roku o Ochronie Danych Osobowych (Dz. Ustaw nr 133 poz.883) w celu realizacji usług oraz w celach marketingowych. Oświadczam, że jestem świadom, iż przysługuje mi prawo wglądu do moich danych osobowych oraz możliwość ich poprawiania i usuwania.

w rzeczy samej

O polskiej klasie średniej

paweł lisicki

O

d pewnego czasu męczy mnie pewna myśl. Początkowo przechodziłem nad nią do porządku dziennego, sądząc, że nie zasługuje ona nie tylko na to, bym sam się do niej przed sobą głośno przyznał, lecz także bym się nią podzielił z innymi. Kiedy jednak przeczytałem wywiad wiceministra finansów Piotra Patkowskiego dla „Kuriera Ekonomicznego”, wątpliwości zniknęły. Tak, można przyjąć, że przynajmniej niektórzy politycy rządu uprawiają sabotaż. Może świadomie, może nie – nie wiem.

Otóż zdaniem wiceministra Patkowskiego (przedstawianego w mediach, nie wiem, na ile słusznie, jako prawa ręka premiera Mateusza Morawieckiego, któremu to komentatorzy wróżą wspaniałą przyszłość): „W Ministerstwie Finansów na klasę średnią patrzymy pod kątem średnich zarobków. Z danych wynika, że 10 proc. najlepiej zarabiających Polaków uzyskuje dochody miesięczne powyżej 10 tys. zł, więc ich spokojnie można uznać za klasę wyższą. Natomiast klasa średnia, patrząc na dominantę średnich zarobków, zaczyna się powyżej 4 tys. zł brutto. Już od tego poziomu sama osoba ma odczucie, że należy do klasy średniej”. Słowa te miały uzasadniać reformę podatków zawartą w Polskim Ładzie – programie, który zdaniem liderów PiS ma pchnąć Polskę ku radosnej, świetlanej przyszłości, a im samym zapewnić wygraną w wyborach.

Szybko przeliczyłem podane przez ministra liczby. Otóż wynika z tego, że dla obecnego rządu do klasy wyższej należą w Polsce ludzie, których pensja miesięczna nie sięga poziomu płacy minimalnej w niektórych państwach Unii, za członków klasy średniej mają się zaś uważać ci, którzy w innych państwach Unii zarabiają ledwo tyle, ile wynosi zasiłek dla bezrobotnych. Zważywszy, że przedstawiając Polski Ład, prezes PiS wspomniał, że co się tyczy poziomu płac, rząd dąży do tego, by w Polsce było „jak na Zachodzie”, należy te deklaracje urzędnika Ministerstwa Finansów uznać albo za ponury żart, albo właśnie za sabotaż. Jeśli Polski Ład ma polegać na tym, by oszczędzić tych, którzy wiążą ledwo koniec z końcem kosztem tych, którzy (polscy bogacze od 10 tys. zł brutto miesięcznie) zarabiają mniej więcej tyle, ile niemiecka sprzątaczka, to ktoś tu upadł na głowę. Tym bardziej jeśli jeszcze próbuje się w ten sposób przekonywać do dobrodziejstw nowego systemu i zdobyć poparcie społeczne.

T

wórcy projektu popełniają w tym przypadku trzy, sądzę, błędy. Po pierwsze, przyjmują, że dane statystyczne opisujące płace są prawdziwe. Tymczasem wystarczy wyjechać w wakacje nad morze lub w góry, by zauważyć, że coś tu się nie zgadza. Po drugie, nawet jeśli statystycznie liczba tych, którzy zarabiają między 4 tys. a 10 tys. zł miesięcznie brutto, jest największa, to przesłanie Polskiego Ładu raczej ich demotywuje, niż mobilizuje. Zamiast dawać nadzieję i zachęcać ich do bogacenia się, mówi się im, że ledwo osiągną rzekomo niebotyczną granicę 10 tys. zł brutto, a zostaną uznani za bogaczy i państwo będzie ich łupić. W istocie odpycha się w ten sposób ludzi przedsiębiorczych i zaradnych. Zachęca się ich także do kombinowania – jak tu zarobić więcej i tego nie wykazać. Po trzecie wreszcie, co z politycznego punktu widzenia ma największe znaczenie, obecna, nowa, skierowana przeciw „bogaczom” retoryka pojawia się nie na początku rządów PiS, ale po sześciu latach! Należy zatem uznać, co brzmi dość absurdalnie, że to rządy prawicy doprowadziły do rozwarstwienia społeczeństwa.

Wiele elementów Polskiego Ładu robi wrażenie, jakby zostały napisane przez biurokratów, którzy w ogóle nie stykają się z rzeczywistością. To tym bardziej zaskakujące, że do tej pory PiS doskonale wyczuwał nastroje społeczne. Stąd społeczny i polityczny sukces „500+” – programu skierowanego do wszystkich! W chwili, kiedy go ogłaszano, politycy rządzący podkreślali słusznie, że to rodzice najlepiej wiedzą, na co wydać pieniądze, i że powszechność tego wsparcia, z którego mogą korzystać też „bogacze”, oznacza, że państwo pomaga wszystkim. Poza tym powszechność oznacza prostotę, to zaś uniemożliwia kombinowanie oraz czyni system wydajnym i tanim.

D

laczego zatem PiS nie mówi o tym, że dzięki jego rządom wszyscy mogą się bogacić, a najubożsi otrzymali wsparcie? Nie wiem. Nie wiem też, dlaczego zamiast systemu prostego i przejrzystego pojawiają się pomysły kolejnych ulg i zwolnień, co spowoduje rozrost szarej strefy. W efekcie Zjednoczona Prawica zamiast zyskiwać nowy elektorat, zaczyna tracić część starego. Naprawdę, jak to można pojąć? © ℗

Spis treści

Spis treści schowaj

Pobierz wersję PDF

Ostatnie wydania

Zobacz archiwum wydań